Dzisiaj będzie nietypowo, a mianowicie recenzja. Miałam przyjemność przedpremierowo przeczytać nową książkę autorstwa Anny Wojtachy, która od dzisiaj ukaże się w sprzedaży. Jest to po części reportaż, po części autobiografia, dziennik autorki, dziennikarki, która na co dzień pracuje w Polsce, a Rosja jest dla niej przede wszystkim źródłem inspiracji... niewyczerpanym źródłem historii jej mieszkańców, ich życia, losów, wyborów, jakich dokonują.
I takie odnosi się wrażenie przy lekturze Opowieści z Rosji - podział na dwa światy, Polskę i Rosję, rodzimy kraj to dla autorki przede wszystkim praca, przyziemność, może też przez to trochę nuda, natomiast Rosja to przygoda, coś bardzo ciekawego, tajemniczego, ale na wyciągnięcie ręki, bo wystarczy być otwartym, żeby poznać choć część tej tajemnicy. Wojtacha poznaje Rosję poprzez jej mieszkańców, a wybiera sobie niebanalnych rozmówców, a może należałoby to ująć tak, że to oni stają na jej drodze, a ona po prostu z nimi podejmuje dialog. Nie jako dziennikarz, ale jako człowiek. Bo ona po zakończonej rozmowie nie odwraca się na pięcie i wraca do swojego świata, by opisać ich historie, ale przygarnia ich w pewnym sensie, stają się częścią jej życia, ich zmartwienia to odtąd też jej zmartwienia.
W Opowieściach przewijają się różne postacie, a co historia to ciekawsza, więc książka niesamowicie wciąga, bo każdy człowiek ma w sobie jakąś chęć do podejrzenia czyjegoś życia, choćby podsłuchania, podglądnięcia przez dziurkę od klucza. A tutaj mamy to życie na kartce papieru, i to nie jakaś tam kłótnia sąsiadów o bzdury, tylko prawdziwe ludzkie dramaty, traumy, wybory, ich konsekwencje.
Autorce zazdroszczę przede wszystkim odwagi, trzeba przyznać, że czasem wręcz brawury graniczącej z szaleństwem. Nocne samotne spacery po zakątkach Moskwy, przesiadywanie w tanich knajpach z towarzystwem raczej spod ciemnej gwiazdy i wsłuchiwanie się w ich opowieści, popijając wódkę - wiadomo, że Moskwa nie jest najbezpieczniejszym miastem do życia, a już na pewno nie na nocne spacery w pojedynkę. Ale to jeszcze nic. Kto by odważył się sam wybrać do tajgi czy Mongolii, tak po prostu, z plecakiem i śpiworem? Na pewno niewielu. Wojtacha lubi podróżować sama, bo takie podróże dają jej najwięcej przeżyć, zresztą na swojej drodze zawsze napotyka ludzi, którzy ratują ją z opresji, na przykład wtedy, gdy po nocnej kąpieli w lodowatym Bajkale wylądowała nieprzytomna u miejscowej szamanki, pojona podejrzanymi ziółkami, po których miała niezły odlot. Wojtacha igra z ogniem, ale też żyje przez to pełnią życia.
Życzę autorce tyle samo szczęścia w poznawaniu Rosji, co dotychczas. Bo sposób wybrała sobie bardzo ryzykowny. Ale dzięki temu powstała tak ciekawa książka :-) I nie ukrywam, że czekam na więcej...
Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji, Anna Wojtacha, wyd. Znak, premiera 30.03.2015
Zdjęcie: znak.com.pl