poniedziałek, 11 lutego 2019

Z Moskwy do Polski przez Kaliningrad

Różne były moje i nasze wspólne drogi z Moskwy do Polski. Pierwsze szlaki przecieraliśmy przez Gdańsk, czyli Moskwa-Warszawa-Gdańsk (samolot). Potem była Moskwa-Warszawa, a dalej autobusem przez pół Polski. W końcu doszliśmy do trasy Moskwa-Kaliningrad i jak dotąd jest to dla nas najlepsza opcja. Dlaczego? Wychodzi taniej, jest bliżej (nasz punkt docelowy znajduje się 30 km od przejścia granicznego Mamonowo-Gronowo), ma się wrażenie, że cała podróż trwa krócej i jest mniej męcząca.

Bilety lotnicze z Moskwy do Kaliningradu są zawsze tańsze niż do Warszawy (chyba że jest jakaś superpromocja, na którą ja nigdy nie trafiłam). Loty obsługują zarówno tańsze linie lotnicze, jak i Aeroflot, który jest niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o komfort podróży. Nie wiem jak Wy, ale ja mam straszny problem podczas zniżania się samolotu, głowa pęka, w szyi łamie, i dzieje się to właśnie w "tańszych" liniach typu UralAirlines, w Aeroflocie natomiast nigdy mi się to nie zdarzyło. Lot do Kaliningradu trwa 1,5-2 godziny. Z lotniska Chrabrowo (pięknie wyremontowane, kiedy po raz pierwszy lecieliśmy przez Kaliningrad, lotnisko zrobiło na nas złe wrażenie, "bieda aż piszczała", potem były MŚ 2018 >>> teraz mucha nie siada!) bierzemy taksówkę. W Kaliningradzie przed MŚ pojawił się i do tej pory funkcjonuje Yandex Taxi, który można zamawiać poprzez aplikację z telefonu, pokazuje od razu cenę, która się nie zmieni, lub można skorzystać z usług taksówkarzy, którzy próbują na lotnisku "złapać" klienta (kiedyś tak pojechaliśmy, dotarliśmy cali i zdrowi, a taksówkarz okazał się supermiły i pomocny, jechał przez centrum, żeby zrobić nam wycieczkę objazdową, opowiadał dużo o mieście). Taksówką jedziemy na Jużnyj Wakzal (koszt podróży taksówką z lotniska na dworzec: 600-800 rubli), stamtąd kursują autobusy do Gdańska, bilety po przystępnych cenach, akurat do naszego punktu (Braniewo) płacimy 60 zł za dwie osoby. UWAGA! Bilety wcześniej należy kupić/zarezerwować przez Internet, bo może być przykra niespodzianka na miejscu. Ostatnio jak jechaliśmy, wszystko było wykupione i musieliśmy szukać innego wyjścia, o czym napiszę innym razem, bo sporo do opowiedzenia mam i na pewno komuś się przyda ta wiedza!

Autobusy z Kaliningradu do Gdańska kursują bodajże 3 razy dziennie. Rano, później o 15 i 18. Dystans jest krótki, ale przez kontrole na granicy czas podróży do Braniewa (najbliższy punkt) to 2-2,5 godziny. Autobus ma swój własny pas, więc nie stoimy z autami w dłuuuuuuugiej kolejce (aut zawsze jest tam dużo, mimo że Mały Ruch Graniczny zawieszony, Polacy i Rosjanie przemieszczają się w obie strony i kupują co chcą, paliwo, alkohol, papierosy, jedzenie, opał, choć w mniejszych ilościach niż kiedyś, bo są limity).

Jak wygląda kontrola? Wysiadamy z autobusu, czasem proszą wziąć bagaż i przejść przez skaner, czasem bez bagażu, piesek obwąchuje (na wędzoną kiełbasę w walizce nie reaguje ;D), paszport sprawdzają, czekamy na resztę pasażerów, odjeżdżamy. Potem autobus zatrzymuje się w sklepiku duty free, gdzie można coś kupić (alkohole, słodycze, papierosy, inne rzeczy, jakiś prezent z Rosji, i naprawdę jest niedrogo w porównaniu z innymi sklepami duty free), a przynajmniej się rozejrzeć. W tym przeklętym sklepie często ktoś się zagapi i autobus odjeżdża, raz tak było, potem musieliśmy czekać!


Rzut beretem i jesteśmy w Gronowie (polska granica), gdzie też nas sprawdzają, pytają o ilość alkoholu i papierosów, mogą sprawdzić walizkę (nam nigdy nie sprawdzali). A potem dosłownie 5 minut i Braniewo. Zdecydowanie ta trasa podoba nam się najbardziej i naprawdę polecam tym, którzy jadą w "te strony", czyli warmińsko-mazurskie, pomorskie, kujawsko-pomorskie.

W drugą stronę to samo. Autobus odjeżdża z Gdańska, Elbląga, Braniewa. Na lotnisku można całkiem komfortowo przeczekać do lotu, jest fajna restauracja, automaty z piciem i przekąskami, jest Internet, są rozrywki dla dzieci. Przy bramkach jeszcze więcej sklepów, kawiarni, krzesła z masażem itd.

A na dworcu mieli bardzo pyszny cydr...

I taki stół z polskim akcentem


wtorek, 5 lutego 2019

Sylwester na spontanie: chodźmy na Plac Czerwony!

Sylwester na Placu Czerwonym. Brzmi wspaniale, prawda? Samo serce Moskwy, jeśli już świętować na zewnątrz, to gdzieżby indziej. To jednak nie tak proste, jak się wydaje, o czym niedawno przekonałam się na własnej skórze. Nie będę trzymać w napięciu - nie udało się! Zamiast Placu Czerwonego był śmietnik...

Myślę, że ta wiedza może się przydać tym, którzy wpadną na podobny pomysł...

No to do rzeczy.

Otóż zachciało nam się spędzić tego Sylwestra nieco inaczej, w moskiewskim plenerze. W Rosji Sylwester i Nowy Rok to święta przede wszystkim rodzinne (tak jak w Polsce Wigilia i Boże Narodzenie), więc co roku spędzamy go w rodzinnym gronie - albo na daczy w podmoskowiu, albo w Moskwie (czasem dołącza do nas moja mama). Tego dnia jeden z członków najbliższej rodziny obchodzi też urodziny, więc świętujemy podwójnie. No i w połowie grudnia 2018 padła propozycja, zmieńmy coś! Pójdźmy gdzieś... Nieśmiała, ale padła. Podchwyciłam. Im bliżej świąt, tym ciszej było na ten temat, zrozumiałam, że inicjatywa w naszych z Mężem rękach, albo to "pociągniemy", albo wylądujemy na sofie u cioci, z lampką szampana i noworocznym przemówieniem Putina (o tym jeszcze będzie!).

Poszłam na całość: zamiast wybierać z dziesiątków pięknych moskiewskich parków, wybrałam Plac Czerwony, jak szaleć to szaleć. Z poprawką na to, że jeśli tam będą tłumy i w jakiś sposób nie uda się tam dostać, to zmienimy trajektorię i pójdziemy gdzie indziej. Nie przewidziałam (choć wystarczyło się zastanowić), że już tutaj plan zaczyna się sypać.


Zdjęcie sprzed kilku lat, część lodowiska na Placu Czerwonym
Wiadomo, szampan, jedzonko, rozmowy za stołem, czas płynął szybko i ani się obejrzeliśmy, a już była 23. Za późno wyszliśmy z domu. W metrze podejrzanie pusto, na ulicy też. Na "Kitaj Gorodzie" byliśmy 15 minut przed północą. Niby rzut beretem od Placu Czerwonego, włączamy więc dwójeczkę, wychodzimy, a tam... pełno policji i wszystko w kierunku Placu Czerwonego zamknięte. (TEGO TEŻ MOŻNA BYŁO SIĘ SPODZIEWAĆ)

Poszliśmy za tłumem takich głupków jak my, czas leci nieubłaganie, zaraz 12, a my za przeproszeniem w d****. Szliśmy i szliśmy, tłum zaczął się zagęszczać i wyglądał już jak kolejka do czegoś, po bokach policjanci. Gdzie byłam, kiedy rozległy się największe w tym kraju, najpiękniejsze, najdroższe fajerwerki, których nie widziałam, bo zasłaniały mi ściany budynków? Przy śmietniku gdzieś za moim ulubionym kolorowym Soborem Wasyla Błogosławionego. Przypadek? Brzmi jak jakaś kpina, przecież wiadomo było, dokąd uda się tłum, skąd się wziął tam ten ogromny śmietnik? Jeśli to "niedopatrzenie", to gratuluję :-) Setki ludzi, z ogromnym odsetkiem turystów, będą wspominać tego "Sylwestra na Placu Czerwonym".

Toast wznieśliśmy w innym miejscu oczywiście. Otoczeni policją, która jednak wyjątkowo w tym dniu zamknęła oczy na strzelające dookoła korki od szampanów i wesołe pokrzykiwania. Ludzi było mnóstwo.

Jaki wniosek - to nie takie proste dostać się na Plac Czerwony w sylwestrową noc. Jeśli ktoś ma takie marzenie, to musi pogrzebać w internecie, jak to zrobić. Możliwe, a nawet prawie pewne, że trzeba zapłacić (np. wykupując bilet na lodowisko na Placu Czerwonym). I liczba miejsc pewnie też ograniczona. I srogie kontrole przed wejściem, i swojego alkoholu pewnie nie można wnosić. Ale jest to możliwe. Potrzeba tylko planu. Nie chcecie chyba wylądować na śmietniku za ścianą Kremla? :-)

Mimo wszystko - nie żałuję. Przynajmniej jest co opowiadać, a i człowiek mądrzejszy na przyszłość będzie.

Ulice Moskwy w sylwestrową noc tętnią życiem. Panuje euforia, nikt na siebie nie burczy, wszyscy się do siebie uśmiechają, obcy składają ci życzenia i wyznają ci miłość. Dla takich momentów warto wyjść zza stołu, to miasto, ten pędzący gigant, wygląda jakoś inaczej tej nocy. Tak ludzko i serdecznie.

A na drugi dzień dowiedziałam się z prasy, że w Parku Gorkiego zawalił się mostek z ludźmi... Wprawdzie ofiar nie było, ale złamać rękę czy nogę w taką noc i w TAKI SPOSÓB to też niebardzo. Nie ma co narzekać na śmietnik. Dyrektor parku wyleciał z pracy 1 stycznia.

Miało być o przemówieniu Putina. Część ekipy poskarżyła się, że jakoś tak dziwnie wskoczyliśmy w ten nowy rok, bez odliczania, bez kurantów, bez przemówienia. Wróciliśmy do domu i puściliśmy Putina z YouTube... :-) Wiem, jak to brzmi, serio, nie ma wśród nas jakichś fanatyków, ale wszyscy Rosjanie, których znam, lubią swojego prezydenta. A noworoczne orędzie to taki tradycyjny element, nic nie poradzę, coś w tym jest. I nic w tym złego.

Z Moskwy do Polski przez Kaliningrad

Różne były moje i nasze wspólne drogi z Moskwy do Polski. Pierwsze szlaki przecieraliśmy przez Gdańsk, czyli Moskwa-Warszawa-Gdańsk (samolot...