Mogę już oficjalnie powiedzieć, że wróciłam. Wakacje się skończyły, czas przestawić się na tryb pracy, obowiązków, troszkę i rutyny, której jednak bardzo staram się unikać na różne sposoby. Toruń powitał mnie zapachem płatków śniadaniowych z fabryki Nestle i było to bardzo miłe powitanie. Toruń - miasto pachnące świeżymi, słodkimi wypiekami. Takie ciche, małe, niezatłoczone, spokojne...
Nie czuję się ani przygnębiona, ani rozradowana wracając z Moskwy do domu. Oba miasta są mi bliskie, oba witam z radością i opuszczam z nostalgią. Każde wita mnie inaczej - Moskwa to taka bogata, tęga, strojna ciocia, tajemnicza i kryjąca różne atrakcje, których się nie planuje, Toruń (jeśli już trzymać się cioć) to ciocia mniej zamożna, ale poczciwa i kochająca, nie tak tajemnicza, raczej prostoduszna i bez niespodzianek, no i u niej w domu pachnie ciastem (tym z fabryki Nestle).
Co zaplanowałam, to prawie w całości zrealizowałam. Nie byłam na Dniu Moskwy, nie widziałam jak go tam świętują, czego żałuję, ale tak się złożyło, że nie mogłam - zdarza się. Resztki tej imprezy oglądałam na drugi dzień, Dzień Moskwy był w sobotę, ale w niedzielę dalej świętowano, było mnóstwo koncertów na każdym kroku, a na witrynach sklepowych nadal wisiały plakaty "urodzinowe" solenizantki. Spróbowałam rosyjskich jabłek i zrobiłam z nich 2 zacne ciasta, upiekłam najlepszy biszkopt w moim życiu, sporządziłam gar bigosu z ruskiej kwaszonej kapusty i ruskich prawdziwków z prawdziwie ruskiego lasu, zbieranych przez Rosjan, pogadałam sobie po rosyjsku, skontrolowałam sklepy i stwierdziłam brak skutków embargo, rozszerzyłam swoją znajomość Moskwy o nowe tereny, popróbowałam jeszcze więcej rosyjskiej kuchni i słodyczy i chyba nawet udało mi się nie przytyć :-)
Wracam do polskiej rzeczywistości z bagażem rosyjskich doświadczeń i oczywiście nie mogę się już doczekać następnego razu!
A na pokuszenie syrniki... proste a niebo w gębie :-)
Zdjęcie: własne
Co zaplanowałam, to prawie w całości zrealizowałam. Nie byłam na Dniu Moskwy, nie widziałam jak go tam świętują, czego żałuję, ale tak się złożyło, że nie mogłam - zdarza się. Resztki tej imprezy oglądałam na drugi dzień, Dzień Moskwy był w sobotę, ale w niedzielę dalej świętowano, było mnóstwo koncertów na każdym kroku, a na witrynach sklepowych nadal wisiały plakaty "urodzinowe" solenizantki. Spróbowałam rosyjskich jabłek i zrobiłam z nich 2 zacne ciasta, upiekłam najlepszy biszkopt w moim życiu, sporządziłam gar bigosu z ruskiej kwaszonej kapusty i ruskich prawdziwków z prawdziwie ruskiego lasu, zbieranych przez Rosjan, pogadałam sobie po rosyjsku, skontrolowałam sklepy i stwierdziłam brak skutków embargo, rozszerzyłam swoją znajomość Moskwy o nowe tereny, popróbowałam jeszcze więcej rosyjskiej kuchni i słodyczy i chyba nawet udało mi się nie przytyć :-)
Wracam do polskiej rzeczywistości z bagażem rosyjskich doświadczeń i oczywiście nie mogę się już doczekać następnego razu!
A na pokuszenie syrniki... proste a niebo w gębie :-)
a jak się robi te syrniki?
OdpowiedzUsuńJutro wrzucę rosyjski, babciny przepis na nie :-)
OdpowiedzUsuń