wtorek, 5 lutego 2019

Sylwester na spontanie: chodźmy na Plac Czerwony!

Sylwester na Placu Czerwonym. Brzmi wspaniale, prawda? Samo serce Moskwy, jeśli już świętować na zewnątrz, to gdzieżby indziej. To jednak nie tak proste, jak się wydaje, o czym niedawno przekonałam się na własnej skórze. Nie będę trzymać w napięciu - nie udało się! Zamiast Placu Czerwonego był śmietnik...

Myślę, że ta wiedza może się przydać tym, którzy wpadną na podobny pomysł...

No to do rzeczy.

Otóż zachciało nam się spędzić tego Sylwestra nieco inaczej, w moskiewskim plenerze. W Rosji Sylwester i Nowy Rok to święta przede wszystkim rodzinne (tak jak w Polsce Wigilia i Boże Narodzenie), więc co roku spędzamy go w rodzinnym gronie - albo na daczy w podmoskowiu, albo w Moskwie (czasem dołącza do nas moja mama). Tego dnia jeden z członków najbliższej rodziny obchodzi też urodziny, więc świętujemy podwójnie. No i w połowie grudnia 2018 padła propozycja, zmieńmy coś! Pójdźmy gdzieś... Nieśmiała, ale padła. Podchwyciłam. Im bliżej świąt, tym ciszej było na ten temat, zrozumiałam, że inicjatywa w naszych z Mężem rękach, albo to "pociągniemy", albo wylądujemy na sofie u cioci, z lampką szampana i noworocznym przemówieniem Putina (o tym jeszcze będzie!).

Poszłam na całość: zamiast wybierać z dziesiątków pięknych moskiewskich parków, wybrałam Plac Czerwony, jak szaleć to szaleć. Z poprawką na to, że jeśli tam będą tłumy i w jakiś sposób nie uda się tam dostać, to zmienimy trajektorię i pójdziemy gdzie indziej. Nie przewidziałam (choć wystarczyło się zastanowić), że już tutaj plan zaczyna się sypać.


Zdjęcie sprzed kilku lat, część lodowiska na Placu Czerwonym
Wiadomo, szampan, jedzonko, rozmowy za stołem, czas płynął szybko i ani się obejrzeliśmy, a już była 23. Za późno wyszliśmy z domu. W metrze podejrzanie pusto, na ulicy też. Na "Kitaj Gorodzie" byliśmy 15 minut przed północą. Niby rzut beretem od Placu Czerwonego, włączamy więc dwójeczkę, wychodzimy, a tam... pełno policji i wszystko w kierunku Placu Czerwonego zamknięte. (TEGO TEŻ MOŻNA BYŁO SIĘ SPODZIEWAĆ)

Poszliśmy za tłumem takich głupków jak my, czas leci nieubłaganie, zaraz 12, a my za przeproszeniem w d****. Szliśmy i szliśmy, tłum zaczął się zagęszczać i wyglądał już jak kolejka do czegoś, po bokach policjanci. Gdzie byłam, kiedy rozległy się największe w tym kraju, najpiękniejsze, najdroższe fajerwerki, których nie widziałam, bo zasłaniały mi ściany budynków? Przy śmietniku gdzieś za moim ulubionym kolorowym Soborem Wasyla Błogosławionego. Przypadek? Brzmi jak jakaś kpina, przecież wiadomo było, dokąd uda się tłum, skąd się wziął tam ten ogromny śmietnik? Jeśli to "niedopatrzenie", to gratuluję :-) Setki ludzi, z ogromnym odsetkiem turystów, będą wspominać tego "Sylwestra na Placu Czerwonym".

Toast wznieśliśmy w innym miejscu oczywiście. Otoczeni policją, która jednak wyjątkowo w tym dniu zamknęła oczy na strzelające dookoła korki od szampanów i wesołe pokrzykiwania. Ludzi było mnóstwo.

Jaki wniosek - to nie takie proste dostać się na Plac Czerwony w sylwestrową noc. Jeśli ktoś ma takie marzenie, to musi pogrzebać w internecie, jak to zrobić. Możliwe, a nawet prawie pewne, że trzeba zapłacić (np. wykupując bilet na lodowisko na Placu Czerwonym). I liczba miejsc pewnie też ograniczona. I srogie kontrole przed wejściem, i swojego alkoholu pewnie nie można wnosić. Ale jest to możliwe. Potrzeba tylko planu. Nie chcecie chyba wylądować na śmietniku za ścianą Kremla? :-)

Mimo wszystko - nie żałuję. Przynajmniej jest co opowiadać, a i człowiek mądrzejszy na przyszłość będzie.

Ulice Moskwy w sylwestrową noc tętnią życiem. Panuje euforia, nikt na siebie nie burczy, wszyscy się do siebie uśmiechają, obcy składają ci życzenia i wyznają ci miłość. Dla takich momentów warto wyjść zza stołu, to miasto, ten pędzący gigant, wygląda jakoś inaczej tej nocy. Tak ludzko i serdecznie.

A na drugi dzień dowiedziałam się z prasy, że w Parku Gorkiego zawalił się mostek z ludźmi... Wprawdzie ofiar nie było, ale złamać rękę czy nogę w taką noc i w TAKI SPOSÓB to też niebardzo. Nie ma co narzekać na śmietnik. Dyrektor parku wyleciał z pracy 1 stycznia.

Miało być o przemówieniu Putina. Część ekipy poskarżyła się, że jakoś tak dziwnie wskoczyliśmy w ten nowy rok, bez odliczania, bez kurantów, bez przemówienia. Wróciliśmy do domu i puściliśmy Putina z YouTube... :-) Wiem, jak to brzmi, serio, nie ma wśród nas jakichś fanatyków, ale wszyscy Rosjanie, których znam, lubią swojego prezydenta. A noworoczne orędzie to taki tradycyjny element, nic nie poradzę, coś w tym jest. I nic w tym złego.

6 komentarzy:

  1. Spontaniczne wyjscia są najlepsze, w glowie zostają na dłużej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może za rok się uda? :) Mimo wszystko ciekawa opowieść :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za rok to na pewno nie, ale za parę na pewno to powtórzę, z planem :))

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba zdanie: ,,I srogie kontrole przed wejściem, i swojego alkoholu pewnie nie można wnosić. Ale jest to możliwe." Rozumiem, że to pewna zbitka myśli, ale wyszło bardzo autentycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dopiero zauważyłam jak to brzmi :D ukryty przekaz

      Usuń
    2. PS. Miło Cię widzieć u mnie!

      Usuń

Z Moskwy do Polski przez Kaliningrad

Różne były moje i nasze wspólne drogi z Moskwy do Polski. Pierwsze szlaki przecieraliśmy przez Gdańsk, czyli Moskwa-Warszawa-Gdańsk (samolot...