Niepostrzeżenie minął rok, od kiedy zdecydowałam się przelać na bloga moje pierwsze wrażenia z pobytu w Rosji. Był czerwiec, a ja po raz pierwszy leciałam do ukochanego, żeby zapoznać się z jego rodziną i krajem, w którym w przyszłości miałam przecież zamieszkać. Tak, od samego początku taki był plan, jakoś nie wierzyłam, że w Polsce damy radę ułożyć sobie wspólne życie, oczywiście chciałoby się - mój przyszły Mąż bardzo polubił Polskę i Polaków, szybko zaczął chwytać polski - ale przeważyły sprawy ekonomiczne i ten cały zgiełk wokół Rosji i Rosjan, w których coraz więcej ludzi widziało posłańców diabelskiego Putina - to dodatkowo, bo głównie chodziło o pracę i mieszkanie, perspektywy rozwoju... A że do tych, co boją się ruszyć z kraju pomimo tego, że są niezadowoleni z braku pracy/złej płacy/braku perspektyw na przyszłość (bo głównie dlatego ludzie emigrują), nie należę, powoli przyzwyczajałam się do myśli o tym, że kiedy nastanie pora, wyjadę. Za głosem serca.
Minął rok, zmieniło się wiele od tej pierwszej wizyty. Generalnie mówiąc: stan cywilny i miejsce zamieszkania, a dokładnie to o wiele, wiele więcej, żeby nie powiedzieć - wszystko. Nie powiem, że w Moskwie czuję się teraz jak w domu, bo jest na to jeszcze troszkę za wcześnie, jeśli w ogóle kiedykolwiek to przyznam (tak, zaczynają do mnie docierać uroki życia w wielkim mieście i sens uciekania z niego w każdy weekend). Ale czuję się jak w domu w swoim mieszkaniu, z rodziną na daczy, na wspólnych wyjazdach, na spacerach po naszej dzielnicy w podmoskiewskich Lubiercach, w sklepach nie czuję się już jak rzucona pomiędzy nieznane produkty z bełkotem literkowym na etykietach, samo czytanie cyrylicy już nie wymaga ode mnie tyle czasu i skupienia. Co do sklepów, to bardzo ważna rzecz w codziennym życiu, żeby wiedzieć, co kupować. A w Rosji szczególnie, bo czasem można trafić na naprawdę niesmaczne produkty. Dlatego Rosjanie przywiązują tak dużą wagę do sprawdzonych producentów i ja również nauczyłam się już rozpoznawać loga i nazwy producentów słodyczy, nabiału, kiełbas... Przez 25 lat mojego życia chowałam się w Polsce, od dzieciństwa otaczały mnie mniej więcej te same produkty i marki, a po przyjeździe tutaj musiałam sobie ten świat zakupów zbudować na nowo. Całego rynku spożywczego Rosji z pewnością nie zbadam jeszcze przez kolejnych 10 lat, ale to, co do życia potrzebne, już znam.
Zanika też bariera językowa, choć gdy po raz pierwszy tu byłam, ledwo mnie było stać na parę słów, wypowiedzianych z wielkim trudem. Teraz jestem w stanie powiedzieć wszystko, co chcę, a po piwie rozmawiam wyjątkowo płynnie, choć nie bez charakterystycznego polskiego akcentu, który wątpię, że kiedyś zaniknie. A niech nie zanika, w końcu przez to zawsze wśród znajomych Rosjan będę ewenementem :-)
Wszystkim Moi Czytelnikom dziękuję za to, że jesteście. Od lipca 2014 powstało 97 postów, część z nich cieszy się nadal dużym powodzeniem. Przyznam, że gdy wpadłam na pomysł założenia bloga, nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania. Jest to dla mnie niespodzianka i świetny motywator! Będę kontynuować swoje "dzieło". Ten blog to taki jeszcze jeden kolorowy dodatek w moim życiu, który spełnia w pewnym stopniu moje zapędy pisarskie (może to wstęp do czegoś większego), kulturoznawcze i... kulinarne. Zauważyliście, że w ostatnim czasie dużo było o jedzeniu, ale przysięgam, w takim kraju jak Rosja nie ma mowy o braku rozmów na ten temat! Może dla niektórych to też okazja, żeby poznać Rosję od strony... żołądka?
Moje pierwsze lato w Rosji jest gorące, upalno-burzowe i bardzo pracowite, a powietrze podczas nocnych spacerów po Lubiercach do złudzenia przypomina to toruńskie... I osiedla wiele się od siebie nie różnią. Niedługo jednak opuszczamy uwite tutaj gniazdko i przenosimy się już na serio do Moskwy, a tam znowu przywykanie, poznawanie... :-) Ale w końcu jestem specjalistką od tych spraw, więc z optymizmem czekam końca miesiąca.
Wszystkich gorąco pozdrawiam z niestabilnych dzisiaj pogodowo podmoskiewskich Lubierc!
Nasza miejscówka kempingowo-rybałkowa 400 km od Moskwy, tego lata
Zanika też bariera językowa, choć gdy po raz pierwszy tu byłam, ledwo mnie było stać na parę słów, wypowiedzianych z wielkim trudem. Teraz jestem w stanie powiedzieć wszystko, co chcę, a po piwie rozmawiam wyjątkowo płynnie, choć nie bez charakterystycznego polskiego akcentu, który wątpię, że kiedyś zaniknie. A niech nie zanika, w końcu przez to zawsze wśród znajomych Rosjan będę ewenementem :-)
Wszystkim Moi Czytelnikom dziękuję za to, że jesteście. Od lipca 2014 powstało 97 postów, część z nich cieszy się nadal dużym powodzeniem. Przyznam, że gdy wpadłam na pomysł założenia bloga, nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania. Jest to dla mnie niespodzianka i świetny motywator! Będę kontynuować swoje "dzieło". Ten blog to taki jeszcze jeden kolorowy dodatek w moim życiu, który spełnia w pewnym stopniu moje zapędy pisarskie (może to wstęp do czegoś większego), kulturoznawcze i... kulinarne. Zauważyliście, że w ostatnim czasie dużo było o jedzeniu, ale przysięgam, w takim kraju jak Rosja nie ma mowy o braku rozmów na ten temat! Może dla niektórych to też okazja, żeby poznać Rosję od strony... żołądka?
Moje pierwsze lato w Rosji jest gorące, upalno-burzowe i bardzo pracowite, a powietrze podczas nocnych spacerów po Lubiercach do złudzenia przypomina to toruńskie... I osiedla wiele się od siebie nie różnią. Niedługo jednak opuszczamy uwite tutaj gniazdko i przenosimy się już na serio do Moskwy, a tam znowu przywykanie, poznawanie... :-) Ale w końcu jestem specjalistką od tych spraw, więc z optymizmem czekam końca miesiąca.
Wszystkich gorąco pozdrawiam z niestabilnych dzisiaj pogodowo podmoskiewskich Lubierc!
Nasza miejscówka kempingowo-rybałkowa 400 km od Moskwy, tego lata
Żałuję strasznie, że dopiero odkryłam tego bloga. Jestem oczarowana. Rosyjski towarzyszy mi już od wielu lat i w przyszłości chciałabym zwiedzić ten kraj. Będę tu zaglądać ciekawa nowych postów. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGosia
Witam Cię i strasznie się cieszę, że znalazłaś mój mały wszechświat w głębinach Internetu ;-) Zapraszam i na bloga,i do Rosji, mam nadzieję, że swoje marzenie zrealizujesz szybciej, niż myślisz.
UsuńGratulacje, Iwonko, z powodu roku blogowania o Rosji! Pisz, pisz, jak najwięcej! Takie pisanie może pomoże niektórym odczarować tę "diabelską" Rosję i spojrzeć na nią z ludzkiej, normalnej strony!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla małżonka!
Jeśli to nie sekret, to chetnie bym przeczytała, skąd w Twoim życiu wziąl się rosyjski mąż ;)))
Dzięki Mery, też wierzę w tę "misję", o której mówisz. Jeśli chociaż parę osób zmieni swoje poglądy pod wpływem moich, opisywanych tu, doświadczeń, to już jest duży sukces. Historię miłosną opowiem ;) I dzięki, że jesteś - od samego początku!
UsuńTeż jestem ciekawa waszej historii miłosnej :)
UsuńGratulacje i powodzenia w życiu osobistym oraz blogowaniu.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością tutaj zaglądam :)
ps
Co wyłowiłaś :D ?
UsuńKarasie, okonie, krasnopiórki (nie mogę znaleźć polskiego odpowiednika)... ale wszystkie małe :) za to brały, że hej!
Gratuluje i życze kolejnych 10 lat!!!( bo co to jest jeden rok?)
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze , wypoczywajcie.
U nas lato podobne choć ostatnie dni bardziej deszczowe niż upalne;)
Dziękuję!! :-) Roczek też dobry na rozpęd oczywiście ;) Słyszałam, że do Polski idą upały, które uciekły stąd (ale mam nadzieję, że jeszcze wrócą). Pozdrawiam!
UsuńJa również chciałam pogratulować! Bardzo lubię ten blog. Podziwiam za dyscyplinę w pisaniu. Jak Ty to zrobiłaś, 97 postów w ciągu roku? Przykład do naśladowania dla wszystkich blogerek! Życzę sukcesów w życiu blogowym, zawodowym, no i oczywiście osobistym.
OdpowiedzUsuńDziękuję! A postów się namnożyło przede wszystkim z powodu... tęsknoty ;)
UsuńGratuluję. Lubię czytać Twoje teksty. Powodzenia w życiu blogerskim i osobistym. Nadal będę podczytywać, poza tym cieszę się, że kiedyś poznałyśmy się w realu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie :-) Czytaj, pisz, biegaj i roweruj! Oj, wspominam czasem uroki naszych weekendowych zjazdów w Collegium Maius :D Fajnie było!
UsuńPrivet Iwona! Ja też jestem z Polski i mieszkam w Rosji, w Petersburgu. Naprawdę to miasto jest oooogromne i bardzo, bardzo głośne (w Polsce mieszkałam przez całe życie w Gdańsku, a to jednak spora różnica). Żyję tu około 8 miesięcy i do tej pory mam trudności z prostą komunikacją z Rosjanami w mieście. Mam nadzieję, że ten problem za niedługo zostanie zażegnany, bo trochę głupio chodzić z mężem do jego znajomych i dukać pojedyncze słowa w stylu "dobryj den" , "spasiba" , "wsio haraszo' itd.
OdpowiedzUsuńŻyczę kolejnych sukcesów Twojego uroczego bloga i oby takowych było w sieci jeszcze więcej, bo Rosja to warty zobaczenia i opisania kraj! Całuję mocno!
Witaj! A ja też mieszkałam w Gda, studiowałam tam :) Zgadzam się, w porównaniu do Moskwy, czy w Twoim wypadku do Pitera, jest różnica ogromna. Co do językowych problemów, zapomnij o nich i po prostu zatop się w rosyjskim. Mi pomaga rodzina Męża, która jest bardzo gadatliwa, więc wywinąć się nie da z rozmowy, oprócz tego rosyjski internet, książki, tv, gazety - wszystko, co się da, nawet etykiety produktów! :-D I powoli problem zniknie, trzeba tylko chcieć. Mamy to szczęście, że tu mieszkamy, tak nauka przychodzi o wiele łatwiej niż siedzenie z książką czy kursem w Polsce. Życzę sukcesów i pozdrawiam! Wpadaj ;)
Usuń