Drugą część mojej relacji z podróży do Rosji poświęcę jedzeniu. Moim pierwszym posiłkiem było tradycyjne rosyjskie pielmieni, czyli malutkie pierożki, podobne kształtem do uszek, z mięsnym farszem przygotowanym z mielonego mięsa wieprzowo-wołowego, polane pysznym domowej roboty sosem pomidorowym. No i robię się głodna... :-) Danie niesamowicie proste, a efekt smakowy niesamowity. Spotkałam się z tym daniem już wcześniej, robiłam je sama w Polsce z rosyjskiego przepisu, no ale przyznam, że co rosyjskie w Rosji, to nie to samo, co w Polsce. Pewnych smaków nie da się odwzorować, bo nawet polska mąka smakuje inaczej niż rosyjska, ciasto na pielmieni jest inne, nie mówiąc już o farszu. Plus sam fakt bycia tam :-) Kolejnym produktem, który od razu przypadł mi do gustu, był borodinsky chleb, ciemnobrązowy, słodkawy w smaku, pachnący kolendrą, wręcz uzależniający, który towarzyszył mi do końca mojego pobytu i którego nabrałam ze sobą do Polski, obdarowując nim rodzinę i znajomych.
W kolejnych dniach poznałam rosyjskie przekąski do piwa, do filmu. Szczególnie posmakowały mi suchariki, bardzo w Rosji popularne, a jest to nic innego jak malutkie sucharki chlebowe o różnych smakach, coś w rodzaju Bake Roll's, tylko że o rozmiarach małych grzanek. Zdziwiły mnie "topowe" smaki sucharików - hołodziec z hrienom (galareta z chrzanem) i szaszłyk - odwzorowujące jedne z najczęściej jadanych w Rosji potraw. Wybór marek sucharików w sklepach jest większy niż chipsów, Rosjanie zdecydowanie bardziej wolą właśnie tą przekąskę, która jest nie tylko smaczna, ale i zdrowsza niż cokolwiek innego. A z bardziej kalorycznych rzeczy polecam prażone migdały, ale lepiej nie zaglądać do tabeli kalorii... Były też suszone ryby, klasyczna przekąska do piwa, ale na nie się nie skusiłam i chyba tak już zostanie, jakoś mnie odstraszają... I zapachem, i wyglądem.
Były i bliny rosyjskie, czyli po naszemu naleśniki, aladia, odpowiednik placuszków, które Rosjanie chętnie wcinają ze słodką do granic możliwości zguścionką (słodzone mleko skondensowane w puszce). I wspaniałe mielone, które śnią mi się po nocach! Był też i szaszłyk pieczony na ogniu, a do tego obowiązkowo kartoszki i mnóstwo różnorodnych "marynowanek" - grzyby, ogórki, pomidory, papryki, dużo, dużo, wielkie słoje marynowanych warzyw, a wszystkie przygotowane o wiele bardziej na słodko niż na kwaśno, co potwierdziło tylko moje spostrzeżenia, że Rosjanie lubią wszystko na słodko...
Kiedy wchodzi się do sklepu, ma się wrażenie, że głównym produktem są słodycze, pod którymi uginają się półki, oferując wszystko, czego dusza zapragnie. Z tego słodkiego kramu szczególnie do gustu przypadły mi zefirki, takie pianki w czekoladzie, podobne do ptasiego mleczka, ale w smaku całkiem inne. No i coś, czego nie można nie spróbować - tulskij piernik! Jest przepyszny, choć w smaku nie przypomina piernika, jaki znamy w Polsce. Nie czuć w nim przypraw korzennych, lecz miód, szczególnie jego zapach jest oszałamiający, uzależniający. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał mi na coś dobrego, spieczony z wierzchu, twardy, w środku marmolada jabłkowa. A skończyło się na torbie tych pierników wiezionej do Polski :-) W supermarketach dostępna jest jego wersja zwyczajna, "do jedzenia", jeśli chodzi o opakowanie, ale na prezent lepiej kupić ten, który sprzedają przy Kremlu - jest duży, ładnie zapakowany, o różnych finezyjnych kształtach. Taki produkt lokalny, wizytówka Rosji.
Niestety w temacie moskiewskich restauracji jestem jeszcze niedoświadczona, co z pewnością niedługo się zmieni, bo czuję, że byłoby o czym pisać. Polecam jednak podczas wizyty w Rosji odwiedzić niedrogi rosyjski fast-food kroszka kartoszka (malutki ziemniaczek), który serwuje ogromnego pieczonego ziemniaka z farszem do wyboru. Z pewnością nie jest to danie "na salony", ale sycące, niedrogie, no i rosyjskie! Coś jak polska zapiekanka z budki...
Jeśli chodzi o produkty typu kiełbasy, sery, pasztety, to w Rosji, podobnie jak w Polsce, są one różnej jakości. Lepiej kupować te, które już znamy, i co do których jesteśmy pewni, że nie zawiodą. A jeśli lubimy testować, to z nastawieniem, że czasem pójdzie do śmieci :-)
A tak wygląda pelmeni ;)
Zdjęcie: własne
Kolejną część poświęcę napojom, zarówno wyskokowym, jak i reszcie. Bo też jest o czym pisać :-)
Niestety w temacie moskiewskich restauracji jestem jeszcze niedoświadczona, co z pewnością niedługo się zmieni, bo czuję, że byłoby o czym pisać. Polecam jednak podczas wizyty w Rosji odwiedzić niedrogi rosyjski fast-food kroszka kartoszka (malutki ziemniaczek), który serwuje ogromnego pieczonego ziemniaka z farszem do wyboru. Z pewnością nie jest to danie "na salony", ale sycące, niedrogie, no i rosyjskie! Coś jak polska zapiekanka z budki...
Jeśli chodzi o produkty typu kiełbasy, sery, pasztety, to w Rosji, podobnie jak w Polsce, są one różnej jakości. Lepiej kupować te, które już znamy, i co do których jesteśmy pewni, że nie zawiodą. A jeśli lubimy testować, to z nastawieniem, że czasem pójdzie do śmieci :-)
A tak wygląda pelmeni ;)
Zdjęcie: własne
Kolejną część poświęcę napojom, zarówno wyskokowym, jak i reszcie. Bo też jest o czym pisać :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz