poniedziałek, 7 listopada 2016

Żyję i mam się dobrze. Po prostu trochę mnie wciągnęło...

Przerywam ciszę. Już dłużej tak być nie może! :-)

Od dłuższego czasu dostaję od Was maile, wiadomości prywatne i komentarze. Pytacie, co się stało, gdzie przepadłam, czemu nie piszę, czy wszystko w porządku. To strasznie miłe - czegoś takiego się nie spodziewałam. Bo okazuje się, że najwidoczniej część z Was naprawdę się martwi, tęskni, chciałoby sobie coś mojego poczytać.

A to znaczy, że treści tutaj przekazywane, sam blog i ja (?) przydają się do czegoś.

Zaglądacie tutaj z różnych powodów - np. szukając informacji formalnych. Bardzo mnie to cieszy, bo część postów powstała właśnie po to, żeby z nich korzystać - mi na przykład brakowało takiego przewodnika, kiedy szykowałam się do wyrabiania jakichkolwiek papierów w Rosji.
Inni z kolei, głównie żeńska część audytorii (pozdrawiam kobitki!), próbują wyciągnąć z mojego bloga jakieś wnioski, które pomogą im wybrać drogę - na przykład odwieczne: "Jak kochają Rosjanie","Czy warto wychodzić za mąż za Rosjanina" i tak dalej - te pytania królowały i królują w mailach, jakie od Was dostaję, a także... w słowach kluczowych, które poprzez wyszukiwarkę kierują Was na mój blog.

Jeszcze inni zaglądają tu w celach rozrywkowych, trochę z ciekawości czasem, ot tak, poczytać sobie, co tam słychać u Polki w Rosji, czy wraz z upływem czasu i wdrażaniem się w moskiewskie życie sympatia do tego kraju nie zamienia się w coś innego, np. nienawiść i tęsknotę za ojczyzną.
Powodów jest wiele, publiczność baaaardzo zróżnicowana, ale jedno Was łączy - korzystacie z tego, co piszę. I to się liczy!

Bo najbardziej na świecie nie lubię robić czegoś, co nikomu do niczego nie jest potrzebne.

Kilkumiesięczna cisza na blogu nie jest efektem kryzysu twórczego czy jakiegokolwiek innego kryzysu. Zawsze wierzyłam, że komuś się przyda to, co tu już jest, i nie myliłam się. Te kilka miesięcy i tony mailów utwierdziły mnie w tym. Czekałam, kiedy będę miała chwilę wolnego czasu, żeby coś napisać - ale ten wolny czas nie przychodził, zawsze znalazło się coś ważniejszego do zrobienia i tak tydzień za tygodniem, miesiąc, dwa, trzy - tak to się dzieje. Musiał przyjść taki dzień jak dziś, o jeden mail za dużo, no i wylało się! A teraz dosyć lania wody - krótko i na temat.

Nie było mnie, bo zbierałam grzyby

Żyję i mam się dobrze. Wciągnęło mnie moskiewskie życie. Już nie pamiętam, kiedy przestałam się bać jeździć metro - jak można się tam zgubić?? Porzuciłam gotowanie (nad czym do tej pory ubolewam, ale no nie chce mi się stawać o godzinie 20 przy garach i pichcić) i stałam się kobietą pracującą. Oczywiście od czasu do czasu coś tam zrobię, bo Mąż musi coś jeść, ale już nie robię tego tak często jak kiedyś - raczej jest to zajęcie na niedzielne popołudnie, relaks przed szalonym poniedziałkiem w pracy. A więc maraton od poniedziałku do piątku: pobudka o 7:30, śniadanie, autobus, metro, praca, godzina 20 - powrót do domu. I jeszcze rodzina nam się powiększyła. Pamiętacie Bubcusia, który przyleciał ze mną z Polski? Teraz dołączył do niego Bublik - rudy łobuz spod bloku, któremu przed zimą podarowaliśmy dom i miłość.

Polsko-ruska mafia :-)

Widzę że robi się niebezpiecznie. W sensie długi monolog poszedł. Na dziś wystarczy. Nie martwcie się! Nikt mnie nie porwał :) No może w przenośni tak. Miejcie się na baczności, bo naprawdę długo tutaj się nie wyżywałam, więc mam strasznie dużo do powiedzenia!

Dodam tylko, że w Moskwie jest już zima na całego!!!! :-(

Bardzo pozdrawiam i kłaniam się. Blog nie umiera :)

9 komentarzy:

  1. Super, ze wrocilas. Czekam na Twoje wpisy z niecierpliwoscia. Pozdrawiam.









    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że wróciłaś. Bardzo miło się czyta Twój blog. Od jakiegoś czasu żywo interesuję się kulturą rosyjską i bardzo przydały mi sie twoje wpisy, które podchodzą to tego od takiej życiowej strony.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam! Bardzo się cieszę, że świetnie sobie radzisz w Moskwie. Tak mi się wydawało, że po prostu pochłonęły Cię codzienne obowiązki i podziwiam, że mimo wszystko wróciłaś i coś się znów będzie działo na blogu. Z nieukrywaną ciekawością czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No :))) Wróciłaś! Jak milo!
    A ja myślałam, że ten drugi kotek to dziewczynka. Jakoś tak niewinnie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu jesteś!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. aaaa, nowy wpis! mega się cieszę :)
    piękne kotki

    OdpowiedzUsuń
  7. No wreszcie! :D Dobrze wiedzieć, że jesteś cała i zdrowa :)
    Czekam na nowe posty!
    btw. fajna seria o Polakach na Sputniku :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem bardzo zainteresowana!! trafiłam na blog i bardzo mi się spodobał !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na więcej wpisów! :) pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

Z Moskwy do Polski przez Kaliningrad

Różne były moje i nasze wspólne drogi z Moskwy do Polski. Pierwsze szlaki przecieraliśmy przez Gdańsk, czyli Moskwa-Warszawa-Gdańsk (samolot...