czwartek, 21 maja 2015

Marina Achmedowa. Musiałam umrzeć (recenzja)

Ataki terrorystyczne po 11 września 2001 roku stały się głównym źródłem strachu naszych czasów, szczególnie w dużych miastach, stolicach, w tym w Moskwie, to od wtedy wszyscy zaczęli bać się terrorystów, obawiać się o swoje bezpieczeństwo w miejscach publicznych, na masowych imprezach, w środkach transportu typu metro, samolot. Pamiętam, jak po wydarzeniach z 11 września (miałam wtedy 12 lat, nie miałam pojęcia, co to jest islam, dżihad czy terrorysta) prości ludzie nie mogli pojąć, jak to jest, że człowiek dokonuje zamachu, jednocześnie odbierając sobie życie, co to za bezsens, może te samoloty były sterowane, może tam nikt nie siedział, no bo jak to, leci pozabijać innych i sam z nimi ginie? To od wtedy ruszyła "kampania" uświadamiająca masy, co to jest terroryzm, jak działa i kto za tym stoi. "Uświadamiająca" oczywiście w uproszczonej formie, dostosowanej do scenariusza wygodnego dla jednej strony tego globalnego konfliktu, z pominięciem tego, skąd to się tak naprawdę wzięło, po prostu pewnego dnia pojawili się terroryści (jak Filip z konopii) i zaczęli uprawiać świętą wojnę, a my ich zwalczamy. Ot dobro i zło.

Ale nie będę się nad tym rozwodzić, bo tematem postu jest świeża jeszcze (majowa) książka rosyjskiej dziennikarki Mariny Achmedowej Musiałam umrzeć - historia Chadżidży, młodej dziewczyny z Dagestanu (terytorium Federacji Rosyjskiej), która została terrorystką.

Ci, którzy narzekają na rosyjską biurokrację, zdziwiliby się ogromem tego zjawiska w Dagestanie, gdzie praktycznie wszystko można kupić - od miejsca na studiach po miejsce pracy. Szczególnie widoczne jest to w stolicy, Machaczkale. Dagestan pod względem religijnym skupia głównie wyznawców islamu, do niedawna tego "przyjaznego". Po rozpadzie Związku Radzieckiego do Dagestanu zaczęła napływać moda na wahhabizm, czyli radykalną odmianę islamu, tą opartą na walce z niewiernymi, obietnicach raju dla tych, którzy oddadzą życie za Allaha, wierze w misję do wypełnienia, zesłaną przez samego Boga.

I tu przechodzimy do bohaterki opowieści. Chadżidża była do pewnego momentu normalną dziewczyną, choć od dzieciństwa bardzo wrażliwą, silnie przeżywającą skrajne emocje, czasem przejawiającą myśli samobójcze, ale raczej takie niewinne (a co by było, gdybym skoczyła...), marzącą o przeżyciu wielkiej, romantycznej miłości. Życie jej nie rozpieszczało, bo wychowywała się na wsi, w prymitywnych warunkach, dość wcześnie straciła oboje rodziców, ale później jakby szczęście się do niej uśmiechnęło i dostała szansę, jakich mało, na wybicie się z nizin społecznych, na edukację (za pieniądze), wkrótce też na bogate zamążpójście. Jednak Chadżidża miała inne plany na życie, bo jakimś cudem chłopak, w którym była zakochana od dzieciństwa, a nie byle jaki, bo syn generała, okropnie bogaty, zwrócił na nią uwagę i zaproponował małżeństwo. Jednak jakież rozczarowanie, nie będzie pięknej białej sukni, gości, śmiechów, uścisków rodziny, trzydniowego wesela ze stołami uginającymi się pod ciężarem napitków i jedzenia, będzie bez świadków i po cichu, bo jego rodzina wyrzekła się go za ożenek z biedaczką, a jej rodzina nie chce jej znać za hańbę, jaką ich okryła, uciekając przed wyswatanym jej kawalerem.

Opowiadać można tu dużo, historia jest dramatyczna. Ukochany zostaje zabity niedługo po ślubie podczas specoperacji, bo okazuje się, że obracał się w szemranym towarzystwie, choć o tym, że mógł być terrorystą, nie ma ani słowa. Dziewczyna taka jak Chadżidża nie poukłada już sobie życia na nowo, za to podatna na wpływy popada w grono sobie podobnych, skrzywdzonych, samotnych, szukających usprawiedliwienia wszystkiego, co ich spotyka, w Allahu. Stamtąd rozpoczyna drogę ku swojemu raju, gdzie spotka się z mężem i swoim zmarłym, jak je określa, dzieckiem, które cały czas nosi w swoim łonie, choć twierdzi, że umarło, kiedy cierpiała stratę męża.

Achmedowa zagłębia się w psychikę terrorystki-człowieka, pokazuje jej strach przed finalnym momentem, jest nawet chwila zawahania (a może wstąpię do raju za miesiąc, za rok, albo chociaż jutro, dlaczego akurat dziś?), ale jest już za późno, Chadżidża nie potrafi przeciwstawić się ludziom, którzy wręczyli jej "bilet do nieba". Koniec końców dziewczyna nie widzi w tym nic złego, nie widzi swojego czynu w kategoriach morderstwa, dla niej jest to po prostu środek do osiągnięcia szczęścia, nie chodzi o niewiernych, otaczających ją w metrze mieszkańców Moskwy, zabieganych tak, że nawet nie zwracają na nią uwagi, ale o nią samą. Bo Chadżidża święcie wierzy w to, co wpajano jej od dłuższego czasu, jedno kliknięcie i jesteś w raju, a pieśni o tobie rozbrzmiewać będą w każdym zakątku świata.

Tytuł - Musiałam umrzeć - jest nieco przewrotny, bohaterka jakby tłumaczy się nam po wszystkim, że nie miała wyjścia, wierzy, że tak było jej przeznaczone jeszcze zanim się urodziła. Jakby całe jej życie zmierzało właśnie do tego, jakby ktoś utkał jej historię zawczasu, jak dywan, który wiele razy pojawiał się w jej snach (i w snach autorki powieści, która zresztą podarowała swojej bohaterce część swoich osobistych przeżyć i elementów biograficznych). Po przeczytaniu książki wiem, że jej interpretacji będzie wiele, a każda inna. Ale chyba między innymi w tym tkwi sekret dobrej książki.

Książka z pewnością jest warta uwagi, oprócz głównego wątku sporo możemy dowiedzieć się o mentalności, religii, zwyczajach ludzi żyjących na kaukaskich wsiach, gdzie czas jakby zatrzymał się dawno dawno temu...



5 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę i miałam dreszcze, nie mogłam się od niej oderwać. Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Dlatego gorąco polecam ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie napisana i poruszająca opowieść. Masz rację robi niesamowite wrażenie, wbija się w pamięć. Jest super.

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się w 100% jest przejmująca i poruszająca. Nie mogłam się od niej oderwać, a jak czytałam bardzo cieszyłam się, że żyję w zupełnie innym świecie niż bohaterka książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie przeczytałam tę książkę i jestem pod wrażeniem. Strach się bać! Tym bardziej, że islam do nas idzie.
    Zainteresowała mnie także praca reporterska Mariny Achmedowej, w sieci są jej reportaże, to podobno jedna z najlepszych obecnie reporterek w Rosji?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam, dziękuję za rekomendację. Zapisałam i będę jej poszukiwać do swojej biblioteczki. Dam znać, jakie na mnie wywarła wrażenie. :)

    OdpowiedzUsuń

Z Moskwy do Polski przez Kaliningrad

Różne były moje i nasze wspólne drogi z Moskwy do Polski. Pierwsze szlaki przecieraliśmy przez Gdańsk, czyli Moskwa-Warszawa-Gdańsk (samolot...